Ilość kosmetyków dostępnych na rynku przyprawia o zawrót głowy.Nawet jeśli bardzo byśmy chciały, nie jesteśmy w stanie wypróbować wszystkiego. Myślę, że właśnie dlatego przeglądamy blogi kosmetyczne i fora internetowe aby zaopatrywać się w najlepsze, polecane produkty, oszczędzając przy tym pieniądze i ewentualne rozczarowania bublami. Każda z nas ma swoje ulubione marki. W przyszłym roku stworzę wpis o moich ukochanych. Bez wątpienia zalicza się do nich Lily Lolo ze swoimi fantastycznymi minerałami. Odkąd je poznałam kremy BB, które nadal lubię odstawiłam na dalszy plan.
Aby polubić minerały trzeba je poznać. Wspomniałam już w poprzednich postach jak ważną sprawą jest odpowiednie przygotowanie skóry. Złuszczanie i nawilżanie to podstawa. Bez tego nie osiągniemy satysfakcjonującego efektu. Drugą sprawą jest ilość. W tym przypadku mniej znaczy więcej. Nakładamy małe porcje. Zawsze możemy je dodać i w ten sposób budować krycie podkładu. Końcowym etapem dość długo było dla mnie spryskanie twarzy wodą termalną aby wszystkie warstwy oraz skóra stopiły się w jedną, spójną całość, a efekt pudrowości zniknął. Teraz jestem już bardziej zaawansowana i mam specjalną mgiełkę utrwalającą makijaż Makeup Mist Lily Lolo.
Jak wszystkie kosmetyki tej marki ma elegancji, biało- czarny design. Mieści się w plastikowej butelce o pojemności 50 ml. Już teraz Wam zdradzę, że jedynym minusem jest właśnie jej niewielka pojemność. Sprawdza się tu ludowa mądrość, że wszystko co dobre szybko się kończy . Mgiełka to płyn o różowym zabarwieniu. Ma konsystencję wody. Bardzo delikatny zapach, który podczas aplikacji w ogóle nie jest wyczuwalny. Cena kosmetyku to 60,40 zł.
Mgiełka zaskoczyła mnie od pierwszego użycia. Nie wyobrażałam sobie, że strumień może być jeszcze delikatniejszy i mniej mokry od kosmetyku w sprayu np. od wody termalnej, której do niedawna używałam. Rozpylacz jest dopieszczony do perfekcji. Używa się go doskonale. Na twarzy nie pojawiają się pojedyncze kropelki a delikatna warstewka, która nie ścieka. Jakbyśmy weszły w mgłę podczas ciepłego, jesiennego poranka. Zawsze staram się zrobić najpierw makijaż twarzy, użyć mgiełki a dopiero później zająć się oczami. Jeśli o tym zapomnę i pomaluję rzęsy, a następnie w pośpiechu spryskam twarz, nic mi nie spływa. Okazuje się, że kolejność może być dowolna. Dzięki temu czuję się bezpiecznie i komfortowo.
Swój makijaż mineralny wykonuję przed 7 rano. Wykańczam go mgiełką utrwalającą i śmigam do pracy. Przez cały dzień wygląda bardzo dobrze, jest trwały i nie zmienia się. Gdy wracam do domu, zjadam szybki obiad i ruszam dalej, nie robiąc żadnych poprawek. Ok. godziny 17 zaczynają się moje ćwiczenia w Studio Figura. Makijaż trzyma się idealnie dopóki nie zacznę przecierać spoconej twarzy ręcznikiem. Wtedy na nim zostaje. Makijaż mineralny wykończony mgiełką Makeup Mist Lily Lolo bez żadnego uszczerbku jest ze mną przez 10 godzin dziennie. Myślę, że wytrzymałby w normalny dzień bez aktywności znacznie dłużej. Jednak gdy wracam do domu i wiem, że już nigdzie nie wyjdę robię demakijaż.
Z mgiełki jestem bardzo zadowolona. Sprawia, że makijaż wygląda doskonale. Kosmetyk scala go, likwiduje pudrować i przedłużą jego trwałość. Jedynym minusem jest niewielka pojemność mgiełki 50 ml. Teraz maluję się codziennie. Trudno jest mi przewidzieć na jak długo wystarczy. Oczywiście polecam. Szczególnie jeśli tak jak ja używacie mineralnej kolorówki.