Jesień minęła tak szybko, że nie zauważyłam spadku energii, nie poddałam się też chandrze, która jest dość częsta gdy dni robią się szaro bure i kończy się lato. Teraz gdy temperatura mocno ujemna jest standardem, dni są krótkie i ciemne, wyjątkowo mocno tęsknię za latem. Jestem ciepłolubna. Moja sucha skóra na szczęście nie miewa kryzysu. Zawsze jednak pamiętam o odpowiedniej pielęgnacji. Dziś przybliżę Wam dwa kremy rekomendowane w okresie jesienno- zimowym do ochrony każdego typu skóry. Zapraszam.
Kremy otrzymałam na przełomie listopada i grudnia do testów. Seria Ultra Protect jest nowością marki Floslek. W tej chwili składają się na nią dwa produkty- krem wzmacniający do cery naczynkowej oraz ochronny, który można stosować już u dzieci powyżej pierwszego miesiąca życia. Oba znajdują się w dobrze opisanych, papierowych kartonikach. Tubki mają standardową pojemność jak na kosmetyki do pielęgnacji twarzy- 50 ml. Wersja oznaczona czerwoną gwiazdką – wzmacniająca naczynka jest bezzapachowa, lekka. Łatwo się ją nakłada i rozprowadza. Daje wrażenie zwyczajnego kremu. Nie ma charakterystycznych cech dla produktu zimowego. Wersja ochronna za to jest zapachowa.Nie pachnie niczym konkretnym tylko kremem. Ma cięższą konsystencję, nieco bardziej bogatą i toporną. Krem nakładam partiami na każdy kawałek twarzy. Nie bieli skóry ale jest ciężki i pozostawia błyszczący film.
Dopiero teraz pisząc te recenzje zwróciłam uwagę na skład. Wersja ochronna opiera się na parafinie. Ja jej nie lubię i mimo, że nie robi niczego złego mojej skórze, nie zapycha jej, to wolę unikać. Krem użyłam ok. 20 razy i nie wyskoczył mi ani jeden pryszcz. Nie zauważyłam pogorszenia stanu cery nawet w minimalnym stopniu. Za to oba produkty okazały się świetnymi bazami pod makijaż. Szczególnie wersja ochronna, ta z parafiną spisuje się rewelacyjnie. Do makijażu używam głównie kosmetyków mineralnych, które najlepiej czują się nałożone na bogate kremy. Krem ochronny mimo wszystko polecam głownie osobą ze skórą suchą, taką jaką sama mam oraz do stosowania dla dzieci, na buźkę przed wyjściem na zewnątrz. Jak sama nazwa wskazuje ma przede wszystkim chronić, stwarzać barierę między czynnikami zewnętrznymi a naszą skórą. I tak w istocie się dzieje. Błyszczący i wyczuwalny film natłuszcza i zapobiega utracie wody oraz pękaniu naskórka.
Krem wzmacniający naczynka miał powędrować do mojej mamy od razu ale nadal jest w moich rękach. W końcu, gdy będzie już porządnie przetestowany a ubytek stanie się oczywisty do niej powędruje. Jest to krem naprawdę lekki, o przyjemnej, szybko wchłaniając się formule. Nie zostawia na skórze żadnego filmu ani błysku. Spodoba się większości osób, która po niego sięgnie, nie tylko ze skórą wrażliwą, płytko unaczynioną. Także nadaje się pod makijaż i to dosłownie każdy. Używam go głównie z kremami BB, które nakładam bezpośrednio po kremowaniu. Nie rolują się i nie ważą w duecie z kremem. W weekendy, dni bez makijażu mogę najlepiej obserwować jego działanie na moją skórę. Nawilża ją, nie dopuszcza do uczucia szorstkości, ściągnięcia i przesuszeń. Ma za zadanie m.in. wzmocnić naczynka, wyciszyć rumień.
Działanie kremów jest dobre. Oba są z linii zimowej jednak bardzo się od siebie różnią. Mój typ to wersja wzmacniająca. Wygrywa lżejszą konsystencją i brakiem parafiny. Bazą kremu ochronnego jest parafina, która wywołuje najróżniejsze odczucia. Mnie nie robi krzywdy jednak staram się jej unikać. Oba kremy kosztują po ok 25 zł w cenie regularnej. Znajdziecie je w większości aptek oraz w sklepie internetowym Floslek. Jestem ciekawa jakich kremów używacie obecnie? Czy sięgacie po coś specjalnego w takie mrozy?