Przyzwyczaiłam Was do ciągłego postarzenia jaką to ja mam strasznie suchą skórę. Jak wszystko szybko zasysa praktycznie do matu.Nie dawno coś się jednak zmieniło ale dotyczy tylko twarzy.Moja skóra nie jest już pustynią. Jesień przyniosła pewną stabilizację i normalność. Intensywne nawilżanie olejami, bogatymi kremami nie jest już tak potrzebne jak to było kiedyś. Nadal jednak idę w obranym już dawno temu kierunku czyli prewencji przeciwzmarszczkowej. Dziś opowiem Wam o PerkyPearl Synchroline. Zapraszam.
Opakowanie tego kremu jest niestandardowe. Zapakowane już jak na prezent dla siebie lub kogoś bliskiego. A w środku kolejna niespodzianka. Po za kosmetykiem- perełkowa bransoletka.Jej się tu najmniej spodziewałam. Taki dodatek bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Pasuje na każdą dłoń bo jest na gumce. Miły akcent. Nawiązuje do tego jaki efekt uzyskamy stosując krem PerkyPearl Synchroline. Producent zapewnia, że składniki w nim zawarte wpływają na rozświetlenie oraz spójność skóry właściwej i naskórka, intensyfikują koloryt skóry (poprzez działanie na chromofory), zmniejszając istniejące zmarszczki. Krem posiada filtr ochronny SPF 15.
W kartoniku znajduje się sporej objętości ulotka. Sam krem mieści się w tubce o pojemności 50 ml. Krem w słoiczku zazwyczaj wygląda bardziej elegancko za to w tubce jest bardziej higieniczny. Nie wprowadzamy do niego bakterii. Po zużyciu lekkiego serum z Lily Lolo następnie sięgnęłam po ten krem na dzień. Różnica w konsystencji jest spora. PerkyPearl to krem znacznie bardziej konkretny choć nie ciężki. Łatwo się rozprowadza, nie jest tłusty i nie zostawia na skórze błysku, za to czuć jego ochronne działanie. Tworzy barierę między naskórkiem a środowiskiem zewnętrznym. Nadaje się idealnie pod makijaż. Bardzo dobrze scala wszystkie warstwy kolorówki. Nie roluje. Szybko wchłania.
Kosmetyk pachnie zwyczajnie, nawet przyjemnie ale tak delikatnie, że w ogóle nie zwracam na ten jego aspekt uwagi. Odpowiada mi to bardzo. Nie lubię zbyt aromatycznych produktów do pielęgnacji twarzy. Rozświetlający krem na dzień z filtrem ochronnym spf 15 należy do kosmetyków, po które sięgam z dużą przyjemnością. Dzięki niemu mój poranny rytuał sprawia, że jestem szczęśliwa. Choć to może dziwnie brzmieć. Kluczem do wszystkiego po za naprawdę wyjątkowo przyjemną konsystencją jest jego działanie. To świetny nawilżacz! Działa nie tylko na powierzchni ale mam poczucie , że wnika do głębszych warstw. Przez to efekt utrzymuje się długo. Kosmetyków z witaminą C używam ostatnio całkiem sporo więc nie narzekam na poszarzałą skórę. Przeciwnie, jest rozświetlona, zdrowa i bez przebarwień. To jednak zasługa nie tylko tego kremu a także ampułek Synchroline, które ostatnio Wam polecałam. Krem PerkyPearl stosuję raz dziennie- rano. Ma on lekki filtr SPF 15, który w zupełności wystarczy mi o tej porze roku. Moja skóra źle reaguje na słońce więc unikam dlatego ostrych promieni dzięki temu nie mam przebarwień. Dodatkowo moja pielęgnacja ukierunkowana na dodatkowe ujednolicenie kolorytu na pewno ma znaczenie. Producent wspomina w opisie, że krem po za tym o czyj już wspomniałam poprawia przepływ krwi, zwiększa dotlenienie i odżywienie tkanek, działa antyoksydacyjnie. zwiększa spoistość skóry właściwej z naskórkiem, wyrównanie kolorytu skóry, rozjaśnia istniejące przebarwienia i hamuje powstawania nowych, zwiększa intensywność odbicia światła i optycznie redukuje widoczność zmarszczek. Polecany jest w szczególności do skóry zmęczonej i pozbawionej blasku.