Witajcie, Dziś opowiem Wam o marce, o której w ostatnich latach jest bardzo głośno. Jej popularność nie słabnie, a przybiera na sile. Myślę, że zna ją każda dziewczyna i kobieta lubiąca o siebie dbać, interesująca się kosmetykami. Szukająca wysokiej jakości i właściwego działania za niewygórowaną cenę. Każda włosomaniaczka ma przynajmniej jeden produkt tej marki na stałe wpisany w plan pielęgnacji a mowa o Kallosie oczywiście.
Długo niesłusznie myślałam, że jest to marka Polska. Jej nazwa jest uniwersalna i nie wskazuje na pochodzenie. Szukając informacji na potrzeby tego artykułu dowiedziałam się, że to firma z tradycjami działająca już od 1978 roku na Węgrzech! Starsza ode mnie. Założona przez John Kallos’a a rozwinięta przez jego dwie córki.
Produkty Kallos poza Węgrami są popularne w wielu innych krajach europejskich, takich jak. Austria, Niemcy, Polska, Czechy, Słowacja, Łotwa, Grecja, Szwecja, Estonia, Finlandia, Bułgaria, Litwa, Serbia, Chorwacja, Rosja, Ukraina i Rumunia.
To co wyróżnia markę Kallos to stosunek jakości do ceny. Kosmetyki o wielkiej pojemności np. 1000 ml kosztują dosłownie grosze. Bo czym jest 15 zł rozłożone na co najmniej kilka miesięcy, a nawet rok? Każda z nas może ponieść to „ryzyko” i spróbować ich kosmetyków w ciemno. Choć wiem, że kto raz spróbował zawsze będzie do nich wracał. Tak jest przynajmniej ze mną.
Kallosa poznałam jak większość z nas ,z blogów gdy nie miałam jeszcze własnego. Niemal wszystkie recenzje były bardzo przychylne. Problemem była dostępność. Kosmetyki tej firmy były jedynie na allegro, asortyment bardzo ubogi a ceny zawyżone. Wyższe niż obecnie. Stacjonarnie nie do dostania.
W tej chwili wiem, że dostępne są w sieciowej drogerii Hebe do, której od czasu do czasu zaglądam bo jest ich nawet kilka w moim mieście. Niestety asortyment również jest dość wąski. Znajdziecie w niej tylko wybrane maski i szampony takie jak m.in. Silk czy Keratin. Dlatego ja kosmetyki Kallos zamawiam obecnie głównie na perfumy.
Jak wiecie aby nie kusić losu staram się rzadko zaglądać do drogerii stacjonarnych. Nie przeglądam gazetek promocyjnych. Na bieżąco zaś robię listę tego co potrzebuję, co mi się kończy lub chcę wypróbować. Czasami wykreślam z niej chwilowe zachcianki. Z czasem dochodzę do wniosku, że coś o czym długo myślałam wcale nie jest konieczne w mojej kosmetyczce. Sposobem na oszczędzanie stały się dla mnie zakupy w drogeriach internetowych. Co ok. 2- 3 miesiące rozsądnie edytuje swoją listę potrzeb i do koszyka wrzucam to co potrzebuję bo się skończyło lub nie długo zabraknie. W każdej chwili mogę zajrzeć do swoich zapasów i przypomnieć sobie czy coś mam , czy nie. Tak właśnie Kallosa zaczęłam zamawiać na iperfumy.
Iperfumy ma bardzo szeroki asortyment tych kosmetyków. Na pewno znacznie większy od Hebe. To tu pierwszy raz zobaczyłam inne wersje masek takie jak z algowa, placenta,bananowa, czekoladowa, jaśminowa, miodowa, carota i wiele innych. Oprócz masek i odżywek, znajdziecie także szampony. Ja ich jeszcze nie miałam ale pewnie z ciekawości kiedyś wypróbuję. Co zaskakujące, Kallos to także kolorówka, lakiery do paznokci, błyszczyki i podkłady. Odkryłam również pielęgnację ciała. W tym roku pod choinkę sprezentowałam mamie m.in. mleczko do ciała do skóry normalnej i suchej o gigantycznej pojemności 1 litra , w butelce z pompką . Wiem, że jest niego zadowolona i może nawet umieszczę na blogu jej recenzję za jakiś czas.
Polecam Wam przede wszystkim maski Kallos bo właśnie je poznałam najlepiej. Jedynie wersja aranowa do włosów farbowanych nie sprawdziła się jakoś wybitnie na moich włosach ale na pewno nie można jej nazwać bublem. Co Wy myślicie o Kallosie i co polecacie najbardziej?