Swoją przygodę z marką BIOtanic zaczęłam od fantastycznego, nierafinowanego masła shea, którego recenzję umieściłam wcześniej na blogu. Jestem oczarowana tym jak naturalne produkty, zupełnie nieprzetworzone doskonale pielęgnują moją skórę. Dziś opowiem Wam o kolejnym fantastycznym darze natury- oleju z baobabu.
Wiem, że olej można wytworzyć z praktycznie każdej rośliny jednak o istnieniu oleju z baobabu dowiedziałam się stosunkowo niedawno. Przez bardzo długi czas to drzewo kojarzyło mi się jedynie ze schronieniem Stasia i Nel. Pień tego długowiecznego, afrykańskiego kolosa może osiągać średnicę nawet 11 metrów! Olej natomiast pozyskiwany jest z jego nasion.
Mam słabość do ładnych opakowań. Taki właśnie jest zarówno papierowy kartonik jak i szklana buteleczka z pipetką. Szkło jest przezroczyste. Doskonale widać przez nie olej w żółto- złotym kolorze. Pojemność to 50 ml. Kosmetyk przechowuję w szafce. W miejscu, w którym nie jest narażony na działanie promieni słonecznych, w optymalnej temperaturze. Mam wprawę w używaniu zakraplacza. Zawsze dozuję odpowiednią ilość olejku. W tym przypadku jest to dosłownie kilka kropel, które wmasowuję w skórę twarzy. Długo zastanawiałam się jak opisać jego zapach. Po pierwsze jest bardzo słaby, po drugie dość oryginalny ale mnie przypomina orzechy. Nie jest ani piękny ani brzydki. Neutralny dla nosa. Na twarzy w ogóle go nie czuję. Konsystencjajest bogata. To olej, którego używam najmniej ze wszystkich jakie miałam do tej pory. Dzięki swojej formule i działaniu jest bardzo wydajny. Jeśli przesądziłabym z ilością nie czułabym się komfortowo, nie wchłonąłby się w całości a twarz mimo, ze mam normalną w stronę suchej nie byłaby w stanie wchłonąć kosmetyku w 100%. Po za tym nie warto go marnować. Gdy nakładam na nią trzy kropelki i dokonuję masażu twarzy olej dość szybko się wchłania i nie pozostawia błysku ani tłustości.
Olej z baobabu może być używany do pielęgnacji twarzy, ciała, włosów i paznokci. Ja używam go do twarzy oraz pielęgnacji skórek, które łatwiej się wysuszają gdy noszę hybrydy. Teraz są w całkiem dobrej formie, co zobaczycie niedługo na zdjęciach przy okazji recenzji nowych lakierów. Nawilżam je wieczorem. Wykorzystuję do tego mniej niż kroplę olejku. Po nałożeniu go na twarz, palcami masuję skórki. Oleju nie stosuję do codziennej pielęgnacji twarzy. Przeważnie używam go co drugi dzień, zawsze na noc. Oczywiście może być stosowany także na dzień ale w tej chwili mam do zużycia kremy z filtrem i to z nich korzystam w ciągu dnia. Nie wiem jak olej sprawdziłby się pod makijaż. Ja nigdy tego nie sprawdzałam.
Pięknie nawilża odżywia i regeneruję podrażnioną skórę po intensywnych, mechanicznych peelingach, które czasami wykonuję. Na pewno jest pomocny przy poparzeniach słonecznych. Ja w tym roku w ogóle się naturalnie nie opalałam. Moja skóra jest miękka, gładka i elastyczna. Niczego jej nie brakuje. Kosmetyk nie zapycha porów. Nie mam problemu z wypryskami. Producent deklaruje, ze olej z baobabu normalizuje produkcję sebum. Moja skóra się nie przetłuszcza. Nigdy nie była tłusta. Olej nadaje się też do rozrabiania w nim glinek zamiast wody, dzięki temu maska nie zaschnie na skorupę ,a nabierze dodatkowych właściwości. Ja aktualnie nie mam żadnych sypkich.