Quantcast
Channel: Babski kącik
Viewing all 1499 articles
Browse latest View live

GLYSKINCARE Gold Collagen, krem do twarzy

$
0
0
Na przełomie marca i kwietnia wspominałam Wam o kosmetyku, który używa moja mama  z linii GlySkinCare. Dobry krem nawilżający do twarz Hydrotone z kwasem hialuronowym okazał się mocno średni. Jak będzie tym razem? Zapraszam do czytania.


Krem mieścił się w zafoliowanym, kartonowym opakowaniu. Jego pojemność to  standardowe 50 ml. Tubkę wykonano z miękkiego plastiku. Przypomina mi trochę „maseczki bankietowe”.  Których używa się jak sama nazwa mówi przed imprezą aby nadać skórze blasku. Myślę, że może być tak stosowany. Jako jednorazowa kuracja raz na jakiś czas lub nakładany regularnie. Moja mama wybrała właśnie ten wariant i stosuje go rano. Krem ma  lekką, nietłustą, szybko- wchłaniającą się konsystencję. Przyjemny zapach, który bardzo trudno jest opisać. Przypomina mi troszkę cytrynę ale jednocześnie jest kwiatowy. Ładny i  niedrażniący. Delikatny. Szybko ulatuje. Krem GLYSKINCARE Gold Collagen dostępny jest w niektórych aptekach. Jego średnia cena to ok. 50 zł.
Składniki: Aqua, Cetyl Alcohol, Caprylic/Capric Triglyceride, Isoamyl Cocoate, Crambe Abyssinica Seed Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Tapioca Starch, Ceteareth-20, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Phenoxyethanol, Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Allantoin, Panthenol, Propylene Glycol, Caviar Extract, Cetearyl Glucoside, Ethylhexylglycerin, Parfum, Sodium Hyaluronate, Tocopheryl Acetate, Retinyl Palmitate, Niacinamide, Ubiquinone, Squalane, Collagen Amino Acid, Butylene Glycol, Myristoyl Tripeptide-31, Lactose, Gold, Potassium Silicate, Aluminium Silicate, Disodium EDTA, Alpha-Isomethyl Ionone, Butylphenyl Methylpropional, Citronellol, Eugenol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Limonene, Linalool, CI77891, CI77491.
Krem ma lekką konsystencję. Trochę nas to zdziwiło. Obie spodziewałyśmy się po kosmetyku z wyciągami z kawioru i kolagenu czegoś cięższego. Wybierając go dla mamy wydawało mi się, że będzie idealnie nadawał się do cery dojrzałej. Z drugiej jednak strony jest to produkt rozświetlający. Do użytku przede wszystkim na dzień. Szybko się wchłania i umożliwia od razu aplikację podkładu. Choć mama rzadko się maluję. Jest bardzo dobrą, nietłustą bazą.  Ma jednak tendencję do świecenia się/ błyszczenia. Jednak ten efekt jest celowy i zamierzony. W kremie zatopione są mikroskopijne, dobrze zmielone, maleńkie drobinki, które połyskują. Nadają skórze twarzy pozytywny wygląd.Rozpromieniona buzia wygląda weselej i młodziej. Nie jest to efekt Edwarda czy innego wampira jak ze ZMIERZCHU.  Jest znacznie bardziej subtelny ale jednocześnie wyraźny.
Producent na stronie informuje, że krem do twarzy ze złotem zapobiega utracie wody z naskórka, poprawiając poziom jego nawilżenia dzięki czemu korzystnie wpływa na jędrność i napięcie skóry. Właściwości ochronne kremu przed wolnymi rodnikami przyspieszają regenerację delikatnej skóry twarzy i szyi powstrzymując oznaki starzenia.
Krem chroni skórę przed utratą wody ale sam w sobie nie jest intensywnie nawilżający.  Na dzień ok., ale jako pielęgnacja nocna jest zbyt lekki. Skóra dojrzała mojej mamy potrzebuje większego kopa. Do zalet tego kosmetyku oprócz natychmiastowego rozpromienienia skóry należy spulchnienie jej. Buzia jest przyjemna w dotyku i mięsista. W kwestii zmarszczek nic się nie zmieniło.
Krem działa przyzwoicie. Nie nawilża szałowo ale jest świetną bazą pod makijaż. Wygładza skórę i nadaje jej blasku. Na pewno znajdzie swoich  zwolenników . Dla wielu będzie  neutralny. Mama wystawiła mu 4. Jest zdecydowanie przyjemniejszy od „Dobrego” krem nawilżający do twarz Hydrotone z kwasem hialuronowym. Znacie go ? 

Ulubieniec z Herome

$
0
0
Witajcie, Paznokcie zawsze były moją piętą achillesową. W zeszłym roku z miłości do hybryd na blogu poświęcałam im więcej uwagi. Zależało mi na ich wzmocnieniu i lepszym wyglądzie. Teraz jest podobnie. Okres wiosenny to czas  regeneracji, dbania o zdrowie, dietę i urodę. Dziś przychodzę do Was z recenzją kuracji do zniszczonych paznokci po tipsach marki Herome.

Preparat ma formę olejku. Jest znacznie mniej tłusty od znanych nam oliwek. Właściwie po wmasowaniu go w paznokcie nie zostaje po nim widoczny ślad. Mieści się w wyjątkowo urodziwym szklanym, przezroczystym opakowaniu o pojemności 7 ml. Aplikator to pipetka, bardzo wygodna w użyciu. Kuracja nie tylko ma pomarańczowy kolor ale i pachnie przyjemnie słodkimi pomarańczami. Na paznokciach ten zapach w ogóle się nie utrzymuje.
Preparat należy zużyć w ciągu dwóch lat od otwarcia. Na pewno nie sprawi mi to trudności. Producent zaleca aby olejek stosować raz dziennie przez tydzień. Ja miałam w planach nakładanie go rano i wieczorem ale okazało się, że tylko o wieczornej aplikacji pamiętam. Rano zawsze się śpieszę do pracy i nawet kawę piję w biegu. Kurację zaczęłam stosować bezpośrednio po odżywce do mocno zniszczonych paznokci Herome Extra Strong, którą niedawno recenzowałam. Moja płytka stała się twardsza a paznokcie dzięki temu przestały się łamać i rozdwajać. Zanim wrócę do hybryd chciałam mocno je zregenerować i wzmocnić. Herome Exit Damaged Nails to kuracja do zniszczonych paznokci po tipsach, która sprawdziła się także u mnie. 
Ten preparat spodobał mi się jeszcze bardziej od kuracji 14 dniowejo której pisałam. Po pierwsze działa tak samo dobrze, wzmacnia paznokcie, można używać go częściej jeśli jest taka potrzeba. Nie zawiera formaldehydu więc jest bezpieczniejszy i może być stosowany nawet przy bardzo cienkich i wrażliwych paznokciach. Z każdym kolejnym dniem paznokcie wyglądają lepiej, nie są odbarwione, nie trzeba używać zmywacza bo olejek nie tworzy na nich żadnej widocznej warstwy, która ściśle przylega. Przyjemnie pachnie i kosztuje tylko nieco więcej. Ja jestem z niego bardzo zadowolona. Używam go już ponad 2 tygodnie i nie zamierzam przestawać. Kurację znajdziecie w drogerii bodyland.pl

Tropem czarownicy z Fabryką Świec Light

$
0
0
Polskie Świece wpisały się w stały program postów na tym blogu. Są to produkty bardzo tanie więc dostępne dla każdego, bez uszczerbku na domowym budżecie. Świece w szkle wyglądają bardzo ładnie. Cieszą oko i nadają się do każdego wystroju wnętrza. Spośród kilkudziesięciu zapachów każdy znajdzie coś dla siebie. 


Myślałam, że zapach Night Watch będzie bardzo tajemniczy, mroczny tak jak etykieta świecy. Dla mnie zupełnie taki nie jest. To przeciwieństwo tego czego się spodziewałam. Ja czuję w nim przyprawy korzenne, cynamon i goździki. Jest ciepły, kuchenny, rozgrzewający. Night Watch to zapach bardzo charakterystyczny i ciężki a jednocześnie o średniej intensywności.Na pewno znajdzie swoich zwolenników i przeciwników. Mnie kojarzy się z zimą, grzańcem, pomarańczami, w które wbite są goździki. Podoba mi się ten szary kolor wosku. Świeca doskonale będzie wyglądała w nowoczesnym wnętrzu.
Wosku oraz podgrzewaczy z tej samej linii zapachowej jeszcze nie paliłam. Planuję wykorzystać je razem, w duecie w kominku. To na pewno sprawi, że zapach będzie wzmocniony. Zostawię je sobie na później. Teraz mam fazę bardziej świeczkową. Świeca tej wielkości kosztuje zaledwie 6,50 zł. Jej czas palenia to co najmniej 25 godzin. Aby maksymalnie ją wykorzystać należy za każdym razem wypalać ją na tyle długo, aby roztopiła się cała tafla parafiny. To zapewni równomierne wypalanie bez efektu tunelu. Polecam także przycinać knot do długości ok. 0,3-05 cm.
Jeśli nie jesteście fankami takich zapachów to nic nie szkodzi. FabrykaŚwiec Light oferuje kilkadziesiąt różnych wariantów zapachowych. Każdy u nich znajdzie coś dla siebie. Świece nie tylko cieszą oko ale także ładnie pachną. A dla mnie przyjemny zapach w domu jest ważny elementem. Najbardziej lubię kwiatowe aromaty i dlatego jestem ciekawa jak pachną floral shop, fresia oraz  lilac. Moim ulubieńcem numer jeden  jak na razie jest Cotton Fresh, który szczególnie Wam polecam. 

Alfaparf Lisse Designe Keratin Therapy

$
0
0
Witajcie. Dziś chcę Wam opowiedzieć o zabiegu prostowania keratynowego włosów, który zakupiłam i wykonałam w domowym  zaciszu.  Zacznijmy od tego, że moja siostra miała dwukrotnie robione prostowanie keratynowe włosów w salonie fryzjerskim oraz jeden raz keratynową regenerację. Oczywiście to wszystko w odstępie kilku miesięcy od siebie. Efektami byłyśmy zachwycone. Włosów tak pięknych, zdyscyplinowanych, gładkich i prostych Justyna jeszcze nigdy nie miała. Wtedy nie myślałam jeszcze o trwałym prostowaniu swoich włosów. Mimo tego, że są suche i mają tendencję do puszenia się bardzo je lubię, szczególnie gdy naturalnie się poskręcają. Wiele osób zazdrości mi moich loków/ fal.


Kobieta jednak to zmienna istota. Minęło półtora roku i spontanicznie kupiłam  zestaw do prostowania włosów Alfaparf Milano Lisse Designe Keratin Therapy. A raczej dwa zestawy bo chciałam być pewna, że nie zabraknie mi keratyny. Jak widzicie mam długie włosy. Łącznie na swoje zamówienie wydałam 179 zł. Nie wydaje mi się aby to była duża kwota bo zabieg w salonie fryzjerskim kosztowałby mnie kilka razy więcej. Więc na pewno decydując się na wykonanie go w domu zaoszczędziłam.

Obejrzałam masę filmików na YT pokazujących jak ten zabieg wygląda. Czytałam posty na blogach i wpisy na forach o preparacie, który kupiłam. Myślę, że dokonałam dobrego wyboru. Wszystkie opinie były raczej pozytywne. Czego ja oczekiwałam od tego zabiegu? Oczywiście prostych włosów, lejących, odżywionych i gładkich, dzięki temu, że ubytki w łuskach są uzupełnione keratyną. Liczę że efekt utrzyma się przez ok. 3 miesiące. Na początku myślałam o zakupie kosmetyki do włosów także z Alfaparf , z tej samej serii tzn. delikatny szampon oczyszczający bez sulfatów i parabenów oraz maskę przywracającą nawilżenie do wszystkich rodzajów włosów. Ten zakup zdecydowanie podniósłby koszt kuracji o ok. 120 zł. Ostatecznie nie zamówiłam tych produktów. Ale może się jeszcze na nie zdecyduję.

Sam zabieg jest bardzo prosty mimo, że składa się z kilku kroków. Zajmuje jednak sporo czasu. W  moim przypadku ok. 4 godziny. Keratyna jest płynna przez co bardzo wydajna. Moja kuzynka robiąc mi ten zabieg wykorzystała cały jeden zestaw ale właściwie przy tak długich włosach jak moje opakowanie wystarczyłoby na 2 użycia. Po otwarciu preparat można  przechowywać jeszcze przez 12 miesięcy.  
Wszystkie zdjęcia były robione tego samego dnia, na przestrzeni ok. 4-5 godzin. Koszulka z kokardkami to moja „robocza” do zabiegów fryzjerskich. Trochę niefortunnie ją wybrałam bo rozprasza uwagę.
1. Włosy umyte, świeżo wyprostowane. Widać jak bardzo się puszą. Nawet spora dawka olejku nie wygładziła ich skutecznie.
2. Włosy umyte szamponem (krok nr 1),  nałożona keratyna.
3. Włosy po zabiegu wysuszone suszarką byle jak, nie na szczotce. Bez lampy błyskowej.
4. Włosy w niektórych miejscach przeciągnięte prostownicą. Efekt końcowy. Z lampą 


Inne uwagi. Włosy myję szamponem, który był w zestawie. Gdy się skończy wrócę do tego, który standardowo używam bez SLS. Włosy pielęgnuję tak jak przed keratynowym prostowaniem, tzn. nakładam na nie maski. Uważam, że ten zabieg można zrobić samodzielnie bez pomocy drugiej osoby ale na pewno zajmie więcej czasu. Warto preparat keratynowy wlać do miseczki i nakładać pędzelkiem tak jak farbę. Jest bardzo wodnisty. Podczas wtłaczania go we włosy prostownicą wydziela zapach jednak ja go nie czułam tylko moja kuzynka. Zabieg nie jest śmierdzący. Następnym razem przeleję preparat do butelki ze spryskiwaczem i w ten sposób będę go aplikować na włosy. 
Od dawna używam farby L'Oréal Paris Casting Creme Gloss w odcieniu 1010 Light Iced Blonde. Włosy farbuję raz w miesiącu bo bardzo szybko mi rosną i po tym czasie odrost jest już spory i bardzo widoczny. Czasami pokrywam farbą tylko włosy naturalne u nasady głowy a innym razem odświeżam kolor na całej długości. Przystępując do zabiegu keratynowego miałam obawy. Niektóre fryzjerki nie wykonują go na włosach rozjaśnianych w obawie przed spaleniem ich, inne wręcz do tego namawiają bo im mocniej zniszczone, suche włosy tym bardziej spektakularny efekt po. Myślę, że wszystko zależy od używanych kosmetyków. Zestaw Keratin Therapy markiAlfaparf jest uznawany za bezpieczny. Na zdjęciach widać, że moje włosy mają schody. Nie tylko w odniesieniu do długości ale i koloru. Dawno nie byłam w salonie fryzjerskim i widzę, że czas odwiedzić dobrego fryzjera. 
Jestem świeżo po keratynowym prostowaniu włosów. Od zabiegu minęło kilka dni. Włosy nadal są bardzo gładkie, przyjemne w dotyku i co najważniejsze nie puszą się! Z efektu jestem zadowolona, choć prosta fryzura ujawniła inne mankamenty moich włosów- konieczne jest ostre, radykalne cięcie. Bo teraz widać jak różną mają długość. Czy powtórzyłabym ten zabieg? Oczywiście. Został mi zestaw i na pewno za ok. 3 miesiące po niego sięgnę. Podzielę jednak tą porcję na dwie części. W ten sposób kuracja wyniesie ok. 40 zł. W salonie prostowanie wykonane tym samy preparatem to koszt 10-ciokrotnie wyższy. Polecam. 

Herome Cuticle Remover, preparat do skórek.

$
0
0
Nie nalezę do maniaczek manicure. Brak mi cierpliwości do wykonywania misternych zdobień, oraz talentu do rysowania wzorków. Podziwiam dziewczyny z pięknymi paznokciami. O swoje też lubię dbać.  Staram się aby były w jak najlepszej formie. Aby wyglądały estetycznie pielęgnację należy zacząć od skórek. Kiedyś nie używałam żadnych preparatów tylko wycinałam je radełkiem. Było to bolesne i podczas zabiegu często lała się krew co utrudniało późniejsze malowanie paznokci. Następnie poznałam różne żele i olejki. Dziś jednak opowiem Wam o płynie z Herome, który różni się od innych preparatów łatwością aplikacji i błyskawicznym działaniem.


Preparat mieści się w szklanym opakowaniu przypominającym odżywkę do paznokciach. Jest bezbarwnyi właściwie bezwonny. Aplikuję się go za pomocą wygodnego pędzelka. Jest to jak na razie najbardziej odpowiadająca mi metoda. Sprawia ona to, że nakładamy niewielkie ale wystarczające ilości środka przez co jest wydajny. Producent sugeruje aby zużyć go w ciągu dwóch miesięcy od otwarcia. Jestem przekonana, że wystarczy mi na znacznie dłużej i nie będę z niego rezygnować. Chyba, że rzeczywiście zauważę zmianę jego właściwości. Preparat ma konsystencję płynną, nie jest tłusty. Przypomina odżywkę choć jest rzadki. 

Producent radzi nałożyć płyn na skórki i odczekać 3 minuty po czym usunąć je. Zauważyłam, że wystarczy znacznie mniej czasu aby skutecznie zadziałał. Nie powoduje żadnego pieczenia czy innego dyskomfortu. Szybko zmiękcza skórki. Po czym można je łatwo odsunąć lub wyciąć bez rozlewu krwi. Jestem z niego bardzo zadowolona i właściwie nie mam nic do dodania. Doskonale spełnia swoje zadanie. Wielkim plusem dla mnie jest forma płynna i aplikacja za pomocą wygodnego pędzelka. Jeśli jesteście zainteresowane preparatem marki Herome Cuticle Remover  znajdziecie go obecnie w promocji za 37, 40 zł. w Bodyland.pl Polecam. 

Pachnąca Naomi Campbell

$
0
0
Naomi Campbell to znana na całym świecie modelka. Mimo swoich 45 lat nadal piękna, popularna i aktywna zawodowo ale na znacznie mniejszą skalę niż kiedyś. Będąc na najwyższej fali stworzyła własną markę. Dziś opowiem Wam o jednej z jej wód perfumowanych, którą używa moja siostra. Zapraszam.


Flakon przypomina mi odrobinę pocisk. Jest prosty i mało wymyślny. Smukły jak Naomi. Myślę, że gdyby był bardziej wymyślny perfumy zyskałyby większą popularność. Opakowanie wygląda tanio choć zapach wcale bardzo tani nie jest. Jest wysokiej jakości. Psikając się nim na początku prawie w ogóle nie czuć alkoholu. Według mnie wygląd opakowania umniejsza walory samego zapachu, który jest piękny. Perfumy były zapakowane w papierowy kartonik jednak moja siostra już go nie ma. 
Od razu podkreślę, że to nie są moje perfumy. Moja siostra Justyna używa ich na co dzień do pracy. Uważam, że doskonale do niej pasują. Ja postanowiłam rozbudować kategorię zapachów na blogu bo uwielbiam o nich pisać. My z siostrą mamy bardzo podobny gust zapachowy ale na pewno dzielą nas niuanse. Perfumy Naomi Campbellzaliczamy do udanych i przyjemnych dla nosa. Są słodkie a nawet bardzo słodkie i otulające, z delikatną nutą naszych ulubionych kwiatów,  jaśminu i konwalii. Nie lubię zapachów owocowych. Ich słodycz jest dla mnie drażniąca, mdląca, męcząca. Kocham za to słodycz wanilii i karmelu. Moja siostra lubi oba rodzaje słodyczy. Ten zapach jest kobiecy i seksowny. Według mnie idealny na ciepły wieczór, a szczególnie na randkę. Dość ciężki ale nie jak np. Alien, którego mam w swoich zbiorach i kocham pond wszystko. Naomi Campbell to zapach konkretny ale według mnie nadal letni, choć nie ma w nim cytrusowej świeżości, ani morskich nut. Dość trwały ale trzymający się blisko skóry. Zupełnie nie alkoholowy. Dla kogo? Jest to zapach bezpieczny. Myślę, że dla każdego kto lubi zapachy słodko- kwiatowe. Szczególnie dla romantyczek które wieczorem zmieniają się w pewne siebie tajemnicze kobiety.
Zapach Naomi Campbell powstał w 1999 roku. Wszystkie nuty skomponowała Ursula Wandel, która ma już na swoim koncie perfumy stworzone dla m.in. Hugo Boss, Yves Rocher, Laura Biagiotti, Azzaro i Adidas.Ta woda perfumowana naiperfumykosztuje 75 zł za 30 ml. Dostępna jest też woda toaletowa oraz dezodorant z tej linii w niższej cenie. 

Ulubieńcy z ShinyBox 'Spring xoxo'

$
0
0
Kwietniowy ShinyBox okazał się bardzo różnorodny. W moim zestawie znalazło się aż 7 kosmetyków + drink kolagenowy i próbki. Tym razem postanowiłam nie recenzować wszystkich produktów, a jedynie te, które najbardziej polubiłam i najlepiej poznałam.
Pilomax, odżywka wet express,włosy grube i normalne, produkt pełnowymiarowy. 20,50zł / 200ml.Kosmetyk przeznaczony do włosów zniszczonych, sztywnych, grubych i normalnych. Odżywia oraz kondycjonuje włosy i skórę głowy. Wygładza włosy i nadaje im połysk. Chroni przed uszkodzeniami i rozdwajaniem.
Używałam jej przed i po keratynowym prostowaniu włosów. Pierwsze moje odczucia były pozytywne. Po użyciu tej odżywki miałam mniej napuszone włosy i rozczesanie ich nie sprawiało mi problemu. Teraz gdy je podcięłam jest jeszcze lepiej. Pilomax nigdy nie był moją ulubioną markę kosmetyków do włosów ale z tego produktu jestem naprawdę zadowolona. Ma bardzo słaby ale przyjemny zapach i gęstą treściwą konsystencje. Nie nakładam jej nigdy na skalp a jedynie włosy. Nie obciąża ich. Opakowanie wystarczyło mi dokładnie na miesiąc co jest standardem.
Vaseline,balsam do ust z olejkiem różanym i migdałowym, produkt pełnowymiarowy. 9,99 zł./ 20g.Zapewnia miękkość i zdrowy wygląd ust. Przywraca wargą ich naturalny koloryt oraz świetnie sprawdza się w roli delikatnego błyszczyka.
To nie jest zwykła barwiona wazelina a prawdziwe kremowe masełko. Nadaje ustom ładny połysk ale najistotniejszą sprawą jest tu nawilżenie. Przyjemne i wystarczające. Bez mrowienia jak w przypadku np. Carmexów. Konsystencja jest lekka, jak również zapach- słodko- kwiatowy. Masełko pielęgnuje i zmiękcza skórę warg. Mieści się w metalowej puszeczce. 20 g to ilość, która wystarczy na kilka miesięcy. Tym bardziej, że ja korzystam z niego tylko w domu. Jest to na pewno kosmetyk wart wypróbowania.
Cztery Pory Roku,skoncentrowane serum do rąk i paznokci, produkt pełnowymiarowy. 8,59zł / 50 ml Wysoka koncentracja składników aktywnych, skutecznie opóźnia proces starzenia się skóry dłoni. To przede wszystkim zasługa zawartego w nim koenzymy Q10, który pobudza wzrost oraz regenerację komórek, spowalnia proces ich starzenia i obumierania.
To druga wersja tego kosmetyku, którą mam okazję testować. Pierwsza znalazła się w zestawie Inspired by Joanna Krupa. Było to wazelinkowe serum. Ta kuracja odmładzająca do rąk ma znacznie przyjemniejszą konsystencję. Jest kremowa, nietłusta i szybko się wchłania. To lekki krem ale o działaniu, które czuć i widać. Dobre nawilża dłonie, przyjemnie pachnie. To dobry kosmetyk do stosowania latem. Polecam. 
Box kwietniowy oceniam bardzo pozytywnie. Znalazło się w nim wiele interesujących kosmetyków. Nie wszystkie jeszcze przetestowałam dlatego dzisiejszy post poświęciłam wybrańcom, którzy się u mnie sprawdzili. Już za kilka dni wysyłka pierwszych majowych boxów. Jak zawsze jestem bardzo ciekawa ich zawartości. Wiosna obfituje w wiele okazji. Po za standardowymi pudełkami macie szansę zamówić dwa zestawy, których zawartość jest znana Inspired By Naturalnie Piękna oraz U.R.O.K.  Skusicie się na te boxy a może już je macie? 

CITISIME- yes, yes, yes!

$
0
0
Femi umożliwia i ułatwia odkrywanie walory kobiecości w książce „Zmysłowe Ciało”, której współautorką jest Pani Hanna Łapuchow, właścicielka laboratorium. Jest twórczynią moich ulubionych naturalnych kosmetyków. 


Krem odmładzający pod oczy Citisime ma 15 ml. Mieści się w szklanym słoiczku. Nakrętka ozdobiona jest złotymi kwiatkami. To charakterystyczny element dla produktów Femi, które pod każdym kątem nawiązują do bliskości z naturą. Zapach kremu też jest typowy dla Femi. Delikatniejszy niż w kremie  do twarzy. Roślinno- kremowy.Przyjemny a właściwie neutralny. Nie drażniący i nie chemiczny. Krem ma masełkową konsystencję. To idealnie go określa. Łatwo się go wydobywa i aplikuje. Staram się go nie wcierać a wklepywać, aby nie rozciągać skóry. Kosztuje 169 zł. 
Krem odmładzający pod oczy Citisime nie oszukuje, że nawilża. Naprawdę to robi i to bardzo intensywnie. Jest znacznie lepszy od innych kremów pod oczy, których nie dawno używałam choćby Vianek. Byłam z niego zadowolona dopóki nie sięgnęłam po Citisime. To zupełnie inna jakość ale też oczywiście i cena. Nie pokuszę się o głębsze porównanie. Tą konkurencję i tak pod każdym względem wygrywa kosmetyk Femi.  Nawilżenie, które daje  utrzymuje się cały czas, nie tylko na skórze ale wnika w nią głębiej.Zostaje na dłużej. Uspokaja i łagodzi podrażniania. Jest bardzo delikatny ale działa skutecznie. Wiosną zawsze mam alergię, moje oczy są zaczerwione i bardziej wrażliwe niż zazwyczaj.  Krem niweluje zaczerwienienia i ściągnięcie skóry. Używając kremu z Vianek pierwszy raz przekonałam się na własnej skórze co to są cienie pod oczami. Na szczęście dzięki Citisime szubko się ich pozbyłam. A moja twarz wygląda adekwatnie do wieku. Mając 29 lat potrzebuję produktów, które nie tylko dobrze i na długo nawilżają ale i odżywiają, regenerują skórę pomagając jej zachować młody wygląd na dłużej.
Stosując ten krem staram się uczyć oszczędności.Po pierwsze, jest fantastyczny i chciałabym aby wystarczył mi jak najdłużej. Po drugie jest drogi, mimo że działa genialnie pewnie właśnie ze względu na jego cenę po zużyciu go, od razu nie kupię kolejnego opakowania. A po trzecie, ma gęstą treściwą konsystencję. Jest mocno skoncentrowany dzięki temu lepiej używać go mniej. Skóra wchłania tylko tyle ile potrzebuje. Nie magazynuje cennych składników na zaś. Rozsądnie jest nakładać tylko odrobinę. Dzięki temu nie będzie się marnował i dłużej będę się nim cieszyć. Stosując się do tego planu osiągnie na pewno dużą wydajność. Przypuszczam, że wystarczy mi na co najmniej 3 miesiące.
Kosmetyki Femi dostępne są wyłącznie w firmowym sklepie internetowym. Citisimeto nowa seria jednak jestem pewna, że szybko zyska status bestselleru. Z obu kosmetyków do twarzy i pod oczy jestem bardzo zadowolona, a nawet zachwycona . Polecam. 

John Galliano Parlez-Moi d´Amour

$
0
0
John Galliano znamy jest głównie z ekstrawaganckiego wizerunku oraz kolekcji ubrań inspirowanych motywami historycznymi. To wybitny ale i kontrowersyjny projektant mody, który w  2011 roku został zwolniony przez Diora za antysemickie i rasistowskie komentarze. W swoich wypowiedziach podkreśla, że kocha Hitlera. Jego poglądy całkowicie mi nie odpowiadają i są sprzeczne z tym co sama myślę. Doceniam jednak to co wniósł do świata mody a przede wszystkim zapachy, które sygnuje swoim nazwiskiem. Dziś zapraszam Was na recenzję moich najnowszych perfum, które pochodzą z drogerii perfumy-perfumeria.pl.Zapraszam. 


Parlez-Moi d´Amour to zapach, który powstał w 2011 r. zainspirowany słowami piosenki Edith Piaf `Mów do mnie miłości`. Zalicza się do kategorii kwiatowo- owocowej. Występuje w trzech wersjach. Mój zapach to woda perfumowana, dostępna jest jeszcze toaletowa o mniejszej zawartości olejków eterycznych oraz dwie wariacje Encore i Fraiche. Wody różnią się między sobą kolorami płynu oraz znaczkami na flakonie. Występują w kilku pojemnościach: 30, 50 i 80 ml. Ja mam średniaka. 50 ml. w perfumy-perfumeria.pl to niewielki koszt bo zaledwie 55 zł. 

John Galliano Parlez-Moi d´Amour to perfumy, do których wzdycham prawie tak samo długo jak do zapachu Lolita Lempicka Le Premier Parfum. Na początku zafascynował mnie flakonik. Swoim wyglądem przypomina zaadresowany list. Z przodu ma naklejony papierowy znaczek, tył za to jest idealnym odwzorowaniem zaklejonej koperty. Papierowy kartonik oraz złoty korek mają tą samą inskrypcję : „... and this is why I am writing to you my love” . Perfumy są treścią listu.To wyznanie miłosne. . .
Parlez-Moi d´Amour to zapach bardzo romantyczny. Kwiatowo- pudrowy po chwili delikatnie słodki. Opowiada o miłości. Czystej, niewinnej, która jest pierwszym szybszym biciem serca. O nieśmiałych  pocałunkach. Zapach tych perfum jest uroczy. Delikatny i czysty. Przede wszystkim wiosenny oraz letni. Raczej nie pasuje mi do chłodnej i brzydkiej pogody. Nie czuję tu poszczególnych elementów nut oddzielnie. Zapach najpierw jest kwiatowo- pudrowy, a po chwili bardziej świeży i owocowy. W ciągu dnia już bardziej nie ewoluuje.  Jest bezpieczny, nie wzbudzi kontrowersji, nikogo nie rozdrażni i nie przyprawi o ból głowy. Dla kogo? Dla każdego kto lubi nuty kwiatowe bo nimi pachnie na początku.  Parlez-Moi d´Amour to perfumy, których ostatnio bardzo regularnie używam do pracy gdzie spędzam cały dzień. Pasują mi idealnie bo są połączeniem elegancji i świeżości. Nie są bardzo formalne i nie tworzą dystansu. Przeciwnie. Budzą pozytywne emocje, sprzyjają bliskości.
Nuty zapachowe:
nuta głowy: bergamotka, jagody, imbir
nuta serca: róża, jaśmin
nuta bazy: cyprys, paczula, piżmo
Są to perfumy o przyzwoitej trwałości. Na skórze w ciągu dnia czuję je przez kilka godzin. Ładnie łączą się z naturalnym zapachem mojego ciała. Trzymają blisko niego. Tworzą niewidzialną, delikatną i otulającą aurę. Są lekkie, nie duszące i nienachalne. Mają idealną intensywność letnich perfum. Wzbudzają zaciekawienie i pozytywne skojarzenia.

Jak już wspomniałam aplikuję je bezpośrednio na skórę. Zawsze niesie to za sobą ryzyko uczulenia lub poparzenia, w przypadku przebywania na ostrym słońcu. Na szczęście przy perfumach Parlez-Moi d´Amour nie występuje u mnie żadne zaczerwienienie, pieczenie czy świąd. Wszystko jest ok. Z uwagi na to, że jest wiosna i ciepła pogoda to perfum nie aplikuję na cienkie ubrania, wolę mieć je bezpośrednio na sobie. Prawie jak Coco Chanel, która do spania ubierała się tylko w kropelkę swoich perfum. 
John Galliano Parlez-Moi d´Amour to perfumy, o których rzadko się czyta. Są niedoceniane i sporadycznie noszone przez kobiety. Sprawia to, że są  wyjątkowe i niespotykane. Kolejną zaletą jest ich cena. Nie należą do drogich zapachów. Uroczy flakon o pojemności 50 ml, który będzie pełnił rolę dekoracyjną kosztuje zaledwie 55 zł. Perfumy John Galliano znajdziecie w perfumy-perfumeria.pl    Polecam. 

Odmładzający peeling kwasowy na noc, Floslek

$
0
0
Kwasy chemiczne znane są ze swoich właściwości złuszczających. Zmniejszają przebarwienia, spłycają zmarszczki, poprawiają elastyczność i jędrność skóry. Bardzo często sięgamy po nie w okresie jesienno- zimowym. Gdy nasłonecznienie jest mniejsze niż latem. Jednak teraz również można je bezpiecznie stosować pamiętając o kremie zfiltrem na dzień. 
Jak wiecie całe dnie spędzam w biurze. Nawet gdybym wyjechała na egzotyczne wakacje raczej nie leżałabym plackiem na plaży. Wiem jak negatywny wpływ na skórę mają promienie słoneczne. Wolę ich unikać. Złocisty kolor skóry zawdzięczam samoopalaczom. Właśnie dlatego, że unikam słońca mogłam wypróbować  jeden spośród trzech nowych peelingów kwasowych na noc Floslek.
Nadają się one do każdego rodzaju skóry także wrażliwej i można stosować je w każdym wieku. Z myślą o cerze problematycznej, tłustej i trądzikowej powstał peeling normalizujący ANTI ACNE. W walce z przebarwieniami pomoże rozjaśniający WHITE & BEAUTY, a przy pierwszych oznakach starzenia- odmładzający ANTI AGING. To właśnie na niego się zdecydowałam.


Peelingi kwasowe na noc DERMO EXPERT™ to specjalistyczne dermokosmetyki opracowane z myślą o intensywnej odnowie różnych typów skóry. Formuły preparatów zawierają starannie dobrane stężenia alfa-, beta- i polihydroksykwasów oraz innych zaawansowanych składników pielęgnujących, aby zapewnić maksymalny rezultat przy zachowaniu bezpieczeństwa i komfortu stosowania. UWAGA: nie stosować na uszkodzony naskórek. W trakcie kuracji oraz przez 3 tygodnie po jej zakończeniu należy unikać silnego nasłonecznienia oraz solarium. Na dzień zaleca się stosowanie kremu z filtrem UV, np. Dermo Expert™ Fotoprotektor krem na dzień SPF 30.
Preparat mieści się w przezroczystej buteleczce z ciemnego szkła. Kroplomierz/ pipeta umożliwia bardzo wygodną i higieniczną aplikację. Peeling ma bardzo słaby, nieco chemiczny zapach. Obawiałam się , że będzie znacznie bardziej intensywny ale podczas stosowania tego kosmetyku w ogóle mi nie przeszkadza. Konsystencjajest płynna, wodnista. Preparat nie jest żelowy i nie klei się. Bardzo szybko wchłania. Po odczekaniu kilkunastu, czasami kilkudziesięciu minut nakładam na niego krem nawilżający. Peeling ma właściwości złuszczające a nie nawilżające. Jest dodatkowym krokiem a nie zamiennikiem kremu na noc. Jego pojemność to 30 ml. cena regularna ok. 30 zł. choć spotkałam już promocje na których peeling był za 25 zł.
Początkowo peeling stosowałam dwa razy w tygodniu aby sprawdzić jak reaguje na niego moja skóra. Gdy poczułam, że wszystko jest ok. często zaczęłam po niego sięgać. Nie wywołał u mnie żadnego zaczerwienienia, podrażnienia czy innej nadwrażliwości. Obawiałam się trochę efektu zrzucania skóry. Jest on jak najbardziej normalny, a nawet pożądany przy używaniu skoncentrowanych kwasów jednak nie do końca estetyczny. W przypadku odmładzającego peelingu kwasowego na noc Floslek nie występuje mocne widoczne złuszczenie. Jedynie w kącikach nosa pojawiły się u mnie skórki, które usunęłam. Cała twarz jest miękka i gładka jak po ostrym peelingu manualnym ale bez tych wszystkich niepożądanych efektów jak np.  zaczerwienienie. Na dzień sięgam po krem, który sugeruje Floslek tzn. Fotoprotektor z SPF 30. Nie długo jego krótka recenzja pojawi się na blogu. 
Moja skóra rzeczywiście wygląda młodziej. Stosuję obecnie same rewelacyjne produkty. Na peeling na noc nakładam bardzo bogaty odmładzający krem z Femi, o którym już na blogu wspominałam. Nigdy nie miałam problemu z wychodzeniem do sklepu po bułki bez makijażu, ale teraz zdarza mi się nie malować nawet do pracy i czuję się z tym fantastycznie. Polecam. 

ELESTABion R, Floslek, regenerujący szampon i maska

$
0
0
Seria ELESTABion R Floslekzostała stworzona aby włosy były wzmocnione, pełne witalności, bez rozdwojonych końcówek, bez łupieżu, miękkie i puszyste. Wybrałam ten zestaw bo zawsze miałam problem z suchymi włosami oraz zniszczonymi regularnym farbowaniem. Zabieg keratynowy, który nie dawno przeprowadziłam na pewno pozytywnie na nie zadziałał. Minusem jest to, że zdecydowanie dłużej wysychają, a zaletą brak puchu. Dziś opowiem Wam o najnowszej serii Floslek ELESTABion R. Zapraszam do czytania. 

W skład serii ELESTABion R wchodzi szampon, maska, kuracja intensywnie regenerująca oraz serum multiwitaminowe. Ja przybliżę Wam dziś dwa pierwsze produkty, które wybrałam do testów. Zarówno szampon jak i maska zostały umieszczone w papierowych kartonikach. Zawierają one opisy działania, skład oraz inne informacje dotyczące stosowania. Szampon mieści się w plastikowej butelce o pojemności 150 ml. A maska w 200 ml. tubie. Stosuję je jednocześnie, w parze. Zawsze szybciej zużywam maski/ odżywki jeśli ich pojemność jest taka sama jak szamponu. W tym przypadku myślę, że skończą mi się jednocześnie. Maska jest niesamowicie gęsta, bogata i wydajna. Szampon nico mniej ale nadal wydajność oceniam dobrze. Pieni się jako to szampon z SLS. Jest przezroczysty, lekko żółtawy. Przyjemnie i świeżo pachnie. Maska właściwie ma ten sam zapach jednak bardziej kremowy z racji konsystencji. Szampon jest żelowy.
ELESTABion R - Szampon regeneracyjny bardzo dobrze domywa włosy, nie plącze ich. Jak wiecie unikam produktów z SLS. Przeważnie wywołują u mnie swędzenie i wysuszenie skóry. Ponad to jestem po zabiegu keratynowym więc aby przedłużyć efekt i nie wypłukać zbyt szybko keratyny powinnam używać produktów delikatnych i najlepiej naturalnych. Jednak nie do końca tak robię. Szampon oraz maskę ELESTABion R stosuję zaledwie raz w tygodniu. Myślę, że to idealna częstotliwość. Dzięki temu jestem pewna, że moje włosy i skóra głowy jest doskonale oczyszczona a jednocześnie silny detergent nie działa niekorzystnie na mój skalp. Szampon zawiera elestab. Ten tajemniczy składnikdziała przeciwłupieżowo, hamuje rozwój bakterii, grzybów i drożdżaków. Dla mnie to wielka zaleta bo mój skalp jest podatny na łuszczycę. Używając tego szamponu mam komfort, czuję świeżość i czystość a nie swędzenie czy jakiekolwiek podrażnienie. Szampon nie zregenerował moich włosów. Nigdy nie oczekiwałam tego od żadnego kosmetyku myjącego. Nie nawilżył ich ale na pewno pozytywnie wpływa na skalp. Normalizuje proces złuszczania naskórka. Cena szamponu to ok. 19,90 zł. Znajdziecie go przede wszystkim w aptekach oraz sklepach internetowych. Polecam firmowy. 
ELESTABion R Regenerująca maska do włosówto mój hit. Jest bardzo gęsta i kremowa jednak nie mam żadnego problemu z wydobyciem jej z opakowania nawet mokrymi dłońmi. Jest to niezwykle wydajny kosmetyk. Intensywny i regenerujący nie tylko z nazwy. Zakochałam się w nim od pierwszego użycia. Sprawia, że włosy są gładkie, sypkie, rozdzielone. Jedwabiste i zdyscyplinowane. Doskonale się rozczesują. Są bardziej miękkie i lepiej nawilżone. Czuć to od pierwszego użycia. Ostatnio myję włosy rano przed pracą więc nie mam czasu czekać zbyt długo na działanie maski. Zostawiam ja na max 5 minut po czym zmywam. Już tak krótki czas daje bardzo zadowalające efekty. Kiedyś na pewno spróbuję ją przytrzymać dłużej. Włosy zdrowo błyszczą i dobrze wyglądają. Same wysychają i nic więcej zazwyczaj z nimi nie robię. Rzadko sięgam po suszarkę, lokówkę czy prostownicę. Cena maski to ok. 24,99 zł.. Znajdziecie go przede wszystkim w aptekach oraz sklepach internetowych. Polecam firmowy. 
Z obu kosmetyków jestem bardzo zadowolona. Spełniają swoje zadanie, lubię po nie sięgać. Stosowane w parze gwarantują mi czyste ale nawilżone włosy oraz skalp w dobrej kondycji bez nieprzyjemnego swędzenia. Floslek równolegle wprowadził serię wzmacniającą, która ma ograniczać wypadanie oraz zwiększać sprężystość włosów.  Ta jednak bardziej wpasowała się w moje potrzeby. Znacie ją? 

Majowo mi- pierwsze wrażenie.

$
0
0
Majowo mi to box na luzie. Inspirowany relaksem, grillowaniem i długimi weekendami, które w maju mieliśmy aż dwa. Dziś przychodzę do Was z pierwszym wrażeniem. Świeżo po otrzymaniu pudełka. Zapraszam.

OILLAN active bioaktywna emulsja do mycia i kąpieliŚrednia cena: 25,00 zł / 200 ml To produkt, który jest u mnie bardzo pożądany. Moja skóra z natury jest bardzo sucha i staram się ją łagodnie oczyszczać aby nie usunąć warstwy ochronnej. Podejrzewam, że emulsja nie tylko będzie łagodznie zbywała zabrudzenia ale i pielęgnowała skórę ciała. Zawiera  masło shea,  olej z baobabu, wiesiołka, pachnotki, awokado i olej arganowy. Przeznaczona do skóry suchej, wrażliwej, podrażnionej i atopowej więc to idealny kosmetyk dla mnie.

JOANNA peeling myjący dociała z truskawką naturia body,Średnia cena: 3,98 zł / 100g Miałam ten peeling już wielokrotnie w małej, okrągłej buteleczce. Chyba zmienili opakowanie. Truskawkowy wariant zapachowy jest moim ulubionym. Cieszę się, że będę mogła go sobie przypomnieć. Peeling myjący jest bardzo tani ale przyjemny. Nie złuszcza jakoś szczególnie mocno ale jak sama nazwa wskazuje jest połączeniem drobinek oraz myjącego żelu. Z przyjemnością już dziś po niego sięgnę. Okres letni to czas gdy zużywam najwięcej kosmetyków, które wygładzają skórę. Wiadomo- więcej odkrywamy latem i chcemy móc się czym pochwalić.

EFEKTIMA masło dociała z serii miracle Średnia cena: 16,00 zł / 250ml Ostatnio jest bardzo popularne na blogach. Często spotykam się z recenzjami tego kosmetyku i o ile dobrze pamiętam nie natknęłam się na negatywną. Bardzo lubię poznawać nowe pielęgnacyjne kosmetyki, a bogate masełka są moimi ulubionymi produktami. Na pewno Wam o nim bliżej nie długo opowiem. Są to kosmetki tanie i łatwo dostępne. Moja wersja to słodki kokos. W zestawie znajdowała się wymiennie jeszcze Shea Miracle lub Coconut Miracle.
APN SERIA HYDROVITAL,  Średnia cena: ok.35,00 zł / 50 ml. Wymiennie występowały tu aż trzy produkty tej marki.Mnie trafił się "*Intensywnie nawilżający krem na dzień- wspomaga naturalny system ochrony, normalizuje nawilżenie i zmniejsza skłonność do podrażnień związanych z suchością naskórka." Nigdy wcześniej nie czytałam o tej marce. Mam jednak zapas kremów i ten będzie musiał dość długo poczekać w kolejce aż po niego sięgnę. Jest to kosmetyk nawilżający więc taki jaki lubię najbardziej. 

DELIA plastry zwoskiem do depilacji ciała, Średnia cena: 6,00 zł / szt. Nie jestem pewna czy wypróbuję je na sobie. Mam wrażliwą skórę i źle wspomi nam plastry, których używałam w czasach licealnych. Prawdopodobnie te przekażę siostrze, która jest twardsza ode mnie i lepiej znosi bolesne zabiegi upiększające. Bardzo chciałabym wydepilować w ten sposób włochate nogi Łukasza albo chociaż klatę ale na pewno się na to nie zgodzi, nie na plastry. Tak czy inaczej na pewno za 3 tygodnie więcej Wam o nich napiszę i wyjaśni się kto był testerem :)

SCHWARZKOPF,Średnia cena: 24,00 zł / 200 ml "*Spray teksturujący- spray z prawdziwą solą morską umożliwia uzyskanie miękkich, naturalnie pofalowanych i matowych włosów, muśniętych słońcem, wiatrem i wodą morską." Wymiennie występowała jeszcze Maseczka Oil Nutritive Gliss Kur. Cicho liczyłam, że właśnie to ona mi przypadnie. Spray jest ok, ale to moja druga sztuka. Pierwszą mam z boxa Inspired by Joanna Krupa. Ten kosmetyk na pewno komuś oddam. 
Box oceniam bardzo dobrze. Nie ma tu kosmetyku, który by mnie nie zaciekawił. Po za tym aż 4 produkty są pełnowymiarowe. Najbardziej cieszę się z bioaktywnej emulsji do kąpieli z Ollianoraz masełka Efektima. Wiele razy ostatnio czytałam jego recenzje na blogach i sama chciałam je wypróbować a teraz mam okazję. Uwielbiam kosmetyki, które dbają o właściwe nawilżenie skóry. Bardzo ciekawi mnie krem na dzień APN bo wcześniej nie miałam styczności z tą marką. Nie wiem jednak kiedy rozpocznę go bo mam już kilka otwartych, aktualnie używanych kremów. Na szczęście zużywam je na bieżąco a ten będzie musiał poczekać do jesieni. Co myślicie o tym boxie? Wam też się podoba ta zawartość? W czerwcu Shinybox obchodzi 4 rocznicę istnienia więc na pewno zestaw w tym miesiącu będzie wyjątkowy pod wieloma względami. Już nie mogę się go doczekać a Wy? 

Azzaro pour Homme Night Time

$
0
0
O zapachach męskich używanych przez Łukasza piszę tak samo chętnie jak o tych które sama mam w swojej kolekcji. Oboje dużą wagę przykładamy do tego jak pachniemy. Mamy swoje ulubione perfumy ale nie stronimy od nowości. Taką właśnie nowinką jest zapach Azzaro Azzaro pour Homme Night Time, który wybrałam dla Łukasza znając jego gust.


Azzaro pour Homme Night Timeto świeży zapach dla mężczyzn, który został wydany w listopadzie 2011 roku. A stworzyli go Christophe Raynaud i Michel Girard. Jest kolejną odsłoną wody toaletowej Azzaro Pour Homme z 1978 roku.  Zapach należy do kategoriikorzenno-drzewnej. Jest przeznaczony dla młodych mężczyzn, którzy mają do siebie dystans, potrafią wyluzować. W dzień pracują w korporacjach, pną się po szczeblach kariery a wieczorem wychodzą w miasto tętniące życiem. Czarują i uwodzą swoim wdziękiem, seksapilem. Przyciągają do siebie, elektryzują. Zapach jest świeży ale bardzo elegancki. Nie sposób oprzeć się mężczyźnie, który nim pachnie. W ramach ciekawostki muszę wspomnieć, że mężczyzną reklamującym go w mediach był Enrique Iglesias. Będąc nastolatką niejedna z nas się w nim kochała :) Nad moim łóżkiem wisiał jego plakat :). 
Głowa rabarbar, pomarańcza
Serce pieprz, gałka muszkatołowa
Podstawa wetiweria, ced 
Azzaro pour Homme Night Time to zapach w teorii wieczorowy. Łukasz powiedział, że gdy coś mu się podoba to używa tego przez cały dzień. Nie o wybranej porze dnia i tak jest właśnie z tą wodą toaletową. Oblewa się nią rano przed wyjściem do pracy. Wszystko jest ok. dopóki nie ma upałów. Przy wyższej temperaturze ten zapach nie będzie dobrze komponował się z ciałem. Jest zbyt mocny. Łukasz używał go w maju. Teraz nakłonię go do powrotu do Dawidoffa a Azzaro zostanie zapachem randkowo- wieczorowym. Lub poczeka do jesieni.
Azzaro pour Homme Night Time jest ciężki, intensywny i seksowny. Pachnie elegancją, klasą i stylem. Przechodząc obok mężczyzny, który jest nim skropiony na pewno bym się za nim obejrzała. Ta woda toaletowa nie ma w sobie żadnych słodkich nut. Jest delikatnie świeża ale przeważają w niej surowe akordy drzewne. To zapach trwały, który bardzo długo czuć na ubraniu. Można pokusić się o stwierdzenie, że cały dzień jednak pod koniec zdecydowanie słabnie.
Azzaro pour Homme Night Time został umieszczony w klasycznej, szklanej butelce z ciemnego szkła. Kolor jest cieniowany tak, że góra jest przezroczysta a dół już całkiem zakryty. Przez co nie widać dokładnie zużycia pod koniec używania perfum. Podstawą jest sześciokąt. Na szkle zostają widoczne odciski. Występuje w trzech pojemnościach 30, 50 i 100 ml. Nie należy do drogich perfum. Ja w www.perfumy-perfumeria.pl/średni flakon zamówiłam za 36 zł. 
Jeśli Wasi mężczyźni lubią zapachy z kategorii korzenno-drzewnej to polecamy Azzaro pour Homme Night Time . Jest to zapach trwały, elegancki oraz tani. Możecie śmiało zamówić go w ciemno tak jak ja to zrobiłam kierując się wyłącznie nutami. Na pewno nie będziecie rozczarowane, a Wasi partnerzy skropieni wodą toaletową Azzaro będą jeszcze bardziej seksowni. 

Vichy Deodorant dezodorant roll - on

$
0
0
Odkąd prowadzę Babski Kącik i obserwuję wiele podobnych do mojego blogów kosmetycznych przeczytałam masę recenzji antyperspirantu Vichy. Były bardzo pozytywne. Ten produkt widywałam wśród Waszych ulubieńców i na wishlistach. Nie dowierzałam, że może aż tak wyróżniać się na tle innych aż go wypróbowałam i teraz wszystko rozumiem. 


Vichy Deodorant dezodorant roll -on przeciw nadmiernej potliwości ma bardzo przyjemny zapach. Świeży, trochę męski. Bardzo ładny. Mnie kojarzy się z czystością. Myślałam, że ten kosmetyk będzie pozbawiony zapachu ale nie żałuję, że się na niego zdecydowałam. Jest toforma tradycyjnej kulki. Właściwie kiedyś bardziej lubiłam sztyfty jednak zdarzyło mi się przesadzić z nanoszoną ilością. W przypadku kulki staram się przejechać pod pachami maksymalnie dwa razy aby poczuć, że coś na nią zaaplikowałam ale aby nie była zbyt mokra. Kosmetyk nie ma żadnego koloru, jest bezbarwny. Lekko klejący od razu po aplikacji. Gdy wysycha/ wchłania się nie widać i nie czuć go na skórze. 
Mam wrażliwą skórę. Nie pocę się nadmiernie jednak latem zeszłego roku bloker Etiaxil zapewniał mi poczucie komfortu i spokój. Nie martwiłam się nieświeżym zapachem czy mokrymi plamami pod pachami. Kilkukrotnie tańsza Ziaja wywołała u mnie pieczenie trwające dłuższy czas. Wiem jednak, że jestem wyjątkiem i większość osób dobrze toleruje tą kulkę.

Dezodorantu Vichy przeciw nadmiernej potliwości nigdy nie używam bezpośrednio po depilacji. Włoski usuwam wieczorem podczas kąpieli a rano po ok. 10 godzinach nakładam antyperspirant. Nie wywołuje u mnie żadnego podrażnienia. Dobrze chroni przed wydzielaniem potu i maskuje jego zapach. Cały dzień czuję się świeżo i pewnie. 
Ma zapewniać 48 godzinną ochronę jednak chyba żadna z nas tego nie oczekuje. Mnie wystarczy max 16 godzin. Nie prowadzę bardzo sportowego trybu życia,nie biegam i nie chodzę na siłownię. W codziennych  aktywnościach kulka Vichy dobrze chroni przed potem oraz nieprzyjemnym zapachem. Nawet przy wysokich temperaturach i pracy w pomieszczeniu bez klimatyzacji. Jest wydajna, wystarcza na kilka miesięcy codziennej aplikacji. Nie brudzi nawet czarnych ubrań. Zawsze zanim się ubiorę czekam kilka min aby mieć pewność, że pacha jest sucha. 
Antyperspirant w kulce Vichy zasługuje na pochwałę. Nie mogę mu nic zarzucić. Jedyną jego wadą może być dość wysoka cena w porównaniu z drogeryjnymi dezodorantami. Jednak nie ma się co dziwić bo ich jakość jest znacznie mniejsza, przynajmniej w moim odczuciu, osoby ze skórą wrażliwą. Kulki Vichy używam od ponad 2 miesięcy i została mi jeszcze ok połowa. Przy takiej wydajności 34 zł. to na prawdę pikuś. Polecam. Jak Wy bronicie się przed nieprzyjemnym zapachem i potem w takie upały? Co Wam pomaga? 

Olejek słoneczny COCOA SAMBA

$
0
0
Femi to nie tylko urocza nazwa kojarząca się z kobietami. To kosmetyki stworzone po to aby dawać nam radość oraz eksponować i dbać to czym obdarzyła nas natura. O naszą skórę aby jak najdłużej zachowała zdrowy, młody wygląd. Bo przecież piękno pochodzi z natury. Dziś opowiem Wam o słonecznym olejku regenerującym. To kolejny produkt Femi, w którym zakochałam się od pierwszego użycia.


Olejek słoneczny cocoa samba - regenerujący ma właściwości odmładzające, regenerujące, uelastyczniające, nadające opaleniźnie piękny kolor, chroniące przed stresem oksydacyjnym. Olejek słoneczny COCOA SAMBA, to kompozycja egzotycznych, odżywczych olei roślinnych. Dzięki olejowi z miąższu brazylisjich owoców buriti, bogatemu w antyoksydanty, takie jak beta karoten i wysokie stężenie tokoferolu olejek COCOA SAMBA odmładza, regeneruje i uelastycznia skórę.
Wraz z olejami z masłosza, sezamowym, koksowym i z pestek malintradycyjnie stosowanymi jako naturalny filtr słoneczny, do ochrony przed słońcem olejek polecany jest do codziennej i posłonecznej pielęgnacji skóry.
Olejek COCOA SAMBA nawilża i wygładza skórę, nadając opaleniźnie piękny kolor. Jego ciepły, w pełni naturalny, orientalny zapach wnosi powiew lata w nawet najbardziej pochmurne dni. Olejek można stosować do opalania, biorąc pod uwagę swoją tolerancję na słońce, po opalaniu w celu zregenerowania skóry i do codziennej odmładzającej pielęgnacji ciała a także do masażu.
SKŁADNIKI INCI: butyrospermum parkii oil, cocos nucifera oil, sesamum indicum seed oil, mauritia flexuosa fruit oil, tocopherol (mixed), helianthus annuus seed oil, rosmarinus officinalis leaf extract, rubus idaeus seed oil, canaga odorata oil, pelargonium graveolens flower oil, parfum, cymbopogon martini oil, tocopherol, lecithin, ascorbyl palmitate, glyceryl stearate, glyceryl oleate, citric acid, benzyl benzoate*, benzyl salicylate*, farnesol*, geraniol*, isoeugenol*, linalool*, citral*, citronellol*, limonene*, farnesol*
*składnik naturalnych olejków eterycznych
Opakowanie to plastikowa butelka z pompką o pojemności 200 ml. Aplikator ma opcję blokady więc możemy go bezpiecznie transportować bez ryzyka wylania. Olejek jest przezroczysty, zabarwiony na żółto- złty kolor. Jak sama nazwa kosmetyku mówi jest słoneczny.
Jest to olejek więc początkowo wydaje się być trochę tłusty jednak po chwili w trakcie rozprowadzania go na skórze bardzo szybko się wchłania. Na ciele nie zostaje żaden tłusty film, nie ma wyczuwalnej warstewki. Czuć jedynie, że skóra została dobrze nawilżona, elastyczna i wypielęgnowana.Wessała błyskawicznie cenne składniki. To odróżnia go od wielu znanych mi nawet suchych olejków.  Zapach przypomina mi słoneczniki. Jest delikatny i otulający.

Olejek stosuję do pielęgnacji całego ciała.  Po kąpieli idealnie się wchłania w jeszcze rozgrzaną skórę. Nie zostawi na niej wyczuwalnej warstwy ale sprawia, że jest jedwabista w dotyku, ujędrniona. Nadaje się także do stosowania po depilacji.Koi wszelkie podrażnienia i zapobiega powstawaniu czerwonych kropek. Nawilża i odżywia. Zostawia otulający orientalno- kwiatowy zapach na skórze.  Nie opalam się. Moje ciało nie jest eksponowane na słońcu. Aby nabrało zdrowszego wyglądu czasami sięgam po samoopalacze. Jednak nieregularnie. Jak czytamy w opisie olejek zawiera naturalne filtry i może być stosowany zarówno jako kosmetyk do opalania jak i pielęgnacji po opalaniu.  Nawilżenie, które daje olejek słoneczny jest intensywne i długotrwałe. 
Olejek słoneczny COCOA SAMBA to kosmetyk z górnej półki, charakteryzuje się wysoką jakością. Jest wydajny i nietłusty. Przynosi ukojenie skórze po depilacji oraz kąpieli słonecznej (tego nie próbowałam ale tak zapewnia producent).  Nie dostępny w drogeriach a jedynie w sklepie internetowym Femi. Jego cena nie jest niska jednak powszechnie wiadomo, że za jakość się płaci. 200 ml. w cenie regularnej to koszt 150 zł. Jeśli macie wolne środki, chcecie zrobić sobie przyjemność lub Was stać to polecam. 

Intense C Serum na przebarwienia

$
0
0
Z kosmetykami GlySkinCare ja i moja mama miałyśmy różne doświadczenia, czego nie kryłam. A wręcz podkreślałam recenzując produkty na blogu. Bardzo polecam serię z kwasami, która jest rewelacyjna. Szczególnie balsam do ciała- mój hit! Każda marka ma jednak lepsze i gorsze produkty. Takim niewypałem, a raczej przeciętniakiem okazał się w tym przypadku krem Hydrotone. Tym razem wybierając kolejne produkty do testów posłużyłam się Waszymi opiniami i radami. Dzięki temu dziś mogę polecić Wam kolejne warte uwagi serum. Zapraszam.
Mam słabość do tego typu opakowań. Od zawsze uważałam, że kosmetyki w szklanych buteleczkach z pipetkami mają w sobie to coś. Kojarzą mi się z bardzo intensywną pielęgnacją. Czymś mocno skoncentrowanym. Eliksirem wiecznej młodości, który należy odmierzać dokładnie kroplomierzem.
Pojemność serum to 30 ml. W teorii to standard jednak to jest bardzo wydajne. Kosztuje ok. 50-60 zł. Dostępne jest jedynie w niektórych aptekach oraz w internecie. Serum jest właściwie bezbarwne, wodniste ale trochę mętne. Ma konsystencjęolejku co mnie zaskoczyło. Nie jest jednak tłuste i rozsmarowuje się do matu, jeśli z nim nie przesadzimy.  Ma swój zapach, który trudno określić. Jest bardzo słaby, neutralny. Nie cytrusowy.
W przypadku kosmetyków z witaminą C bardzo ważne jest ich przechowywanie. Nie mogą stać „na wierzchu” narażone na promienie słoneczne bo błyskawicznie tracą swoje właściwości. W serum Intense  GlySkinCare witamina C jest skoncentrowana oraz stabilna co daje trwałość do 2 lat. Ja jednak po otwarciu tego kosmetyku stosuję je regularnie i na pewno zużyję wcześniej. 
Przy kosmetykach, które noszą nazwę „serum” zazwyczaj stosuję dodatkowy produkt gdy ten już się wchłonie. W tym przypadku jednak tak nie postępuje. Olejekjest bardzo bogatym kosmetykiem, który nawilża i odżywia skórę. Gdy nakładam go na noc zawsze jest to większa ilość. Oczywiście odpowiednio dłużej się wchłania niż gdybym użyła zaledwie kilku kropelek . Może być używany także na dzień ale w ten sposób stosowałam go zaledwie kilka razy. Wolę lżejsze kremy, które nadają się pod kremy BB, które też mają właściwości nawilżające.Nie chcę z tym nawilżeniem przesadzić. Najważniejsze pytanie w tym przypadku to czy serum poprawia koloryt i rozświetla skórę? Wydaje mi się, że tak. Widać to przy regularnym stosowaniu. Jednak ten olejek nie jest jedynym kosmetykiem działającym w ten sposób, który aktualnie używam. 
Intense C Serum na przebarwienia marki Diagnosis stymuluje syntezę kolagenu, chroni skórę przed wolnymi rodnikami oraz minimalizuje szkody wyrządzone przez promieniowanie słoneczne. Tak przynajmniej zapewnia producent. Jednoznaczne potwierdzenie tego po obserwacji skóry jest właściwie niemożliwe bo to proces rozciągnięty w czasie i subtelny. Dużej różnicy nie obserwuję. Serum doskonale nawilża, odżywia i daje witaminowego kopa. To jest akurat oczywiste i wyraźnie widoczne. Jeśli zależy Wam na takim efekcie to polecam Intense C Serum Diagnosis. Znajdziecie je w niektórych aptekach za ok. 50 zł. 

Catrice Baza Neutralizująca Zaczerwienienia

$
0
0
Rok 2016, a przynajmniej jego pierwszy kwartał minął mi bardzo makijażowo. Nigdy wcześniej nie byłam tak zafascynowana kosmetykami kolorowymi. Bardzo często oglądam filmiki na YT i pogłębiam swoją wiedzę dotyczącą konturowania i przedłużania trwałości makijażu na twarzy. A do tego niezbędne okazały się bazy, pod cienie i pod podkład. W lutym kupiłam swoje pierwsze. Do twarzy wybrałam zieloną, zmniejszającą zaczerwienienia bazęCatrice, o której dziś chcę Wam opowiedzieć. Zdecydowałam się na nią głównie ze względu na niską cenę oraz popularność. Po za tym opis producenta  też okazał się nie bez znaczenia:
„Komplementarny kolor zielony neutralizuje niechciane zaczerwienienia, powiększone naczynka oraz niedoskonałości cery. Cera staje się gładka a linie i pory zostają wygładzone. Delikatnie zielona formuła zawiera drobinki ze lśniącymi pigmentami aby wzbogacić trwałą bazę o subtelny blask. Testowana dermatologicznie.”


Opakowanie kosmetyku jest ładne i bardzo proste. To spłaszczona tubka, która jest poręczna. Jej pojemność to 30 ml. Używam jej z taką przyjemnością, że wystarczy mi na max 6 miesięcy używania prawie codziennie. Producent informuje, że należy wykorzystać ją w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Ja nie będę miała z tym problemu. W tym miejscu muszę wspomnieć o wydajności, która nie jest bardzo duża. Bazy używam w większej ilości niż kremów bb czy podkładu. Potrzebuję ok. 2-3 kropli na całą twarz i szyję. Ma zapach przypominający mi pudry w kamieniu. Jest on bardzo słaby i neutralny dla nosa. 
Baza ma lekką formułę. Bardzo ładnie współgra ze skórą twarzy. Dobrze się rozprowadza. Ja robię to palcami. Czasami nakładam pod nią bardzo lekki krem nawilżający lub serum a innym razem stosuję samodzielnie. Zauważyłam, że ma właściwości nawilżające. Do makijażu stosuję kremy bb Skin 79, które także nawilżają więc dodatkowy krem nie jest konieczny. Baza nie daje efektu błyszczącej skóry, nie jest tłusta.

Używam jej w większej ilości od podkładu/ kremu bb.  Teoretycznie jest dobrze napigmentowana ale aby zakryć moje zaczerwieniania potrzeba jej więcej. Nie mam skóry naczynkowej a alergiczną, która w reakcji nie tylko na kosmetyki ale jedzenie oraz powietrze ulega zaczerwienieniu. Baza Catrice jest kosmetykiem rozświetlającym. Moja skóra po jej użyciu wygląda promiennie. Mikroskopijne drobinki,których nie można nazwać brokatem rozpraszają światło i nadają skórze zdrowego, promiennego blasku. Jest to efekt bardzo przeze mnie pożądany. Skóra się rozjaśnia. Po nałożeniu jej jest przyjemniejsza w dotyku, a pory są wygładzone. Bazę można stosować pod podkład ale i samodzielnie. Przedłuża trwałość kremów bb. Jestem z niej naprawdę zadowolona. 
Nie odwiedzam już stacjonarnych drogerii. Większą przyjemność sprawiają mi zakup internetowe. Bazę zamówiłam ze sklepuiperfumyza ok. 22 zł. Jestem ciekawa czy i jakich baz Wy używacie? Co możecie mi polecić? 

Carmex Ultra Smooth balsamy do ust

$
0
0
Balsam do ust Carmex jest dostępny w słoiczku, sztyfcie i tubce. Po raz pierwszy pojawił się w USA w 1937 roku. Ja poznałam go znacznie później. W czasach licealnych. Lubię eksperymentować i próbować nowe produkty jednak zawsze  wracam do Carmexów. To gwarancja zadowolenia.Nie dawno zużyłam klasyczny balsam w słoiczku, który służył mi w domu. Teraz najwięcej czasu spędzam w pracy i dla wygody zamówiłam prawie wszystkie dostępne zapachowe wersje sztyftów, które teraz zawsze mam pod ręką.
Każdy z nich ma filtr SPF 15. Pojemność 4, 9 ml co równa się w tym przypadku 4,25 g. Sztyfty są wykręcane. Małe i wygodne. Mają masełkową konsystencję. Są zabarwione na żółto. Nie topią się pod wpływem ciepła na zewnątrz. Gładko suną po wargach. Nie rolują się. Dają lekki połysk. Można stosować je samodzielnie lub np. na kolorowe szminki. Szczególnie matowe, które przez swoją formułę mogą podkreślać suche skórki i wysuszać usta. Carmexy podczas aplikacji dają uczucie lekkiego mrowienia. Ja już nie zwracam na to uwagi bo dla mnie to „oczywista oczywistość” . Balsamy Carmexdoskonale nawilżają usta. Zawierają takie składniki jak masło kakaowe i lanolina. Koją, łagodzą suche i popękane usta. Przywracają im zdrowy wygląd i gładkość. Zabezpieczają przed takimi czynnikami jak wiatr, mróz oraz promieniowanie słoneczne.
Jak wiecie przepadam za zapachem waniliowym. Kocham go w świecach, nutach zapachowych perfum, oraz w jedzeniu bo jestem wielkim łasuchem szczególnie słodkości takich jak lody czy ciasta. Aromat wanilii działa na mnie jak żaden inny. Byłam pewna, że balsam do ust o tym zapachu stanie się moim ulubieńcem. Zaczęłam go używać w pierwszej kolejności. Bardzo mi się spodobał. Jest ciepły i apatyczny, słodki, waniliowy. Nie mam do niego zastrzeżeń. Jednak jeszcze bardziej i niespodziewanie polubiłam wersję z granatem, której początkowo w ogóle miałam nie zamawiać. Ten zapach przypomina mi malinową Mambę i jest słodki, owocowy ale nie tak mdły jak wanilia. Każdy z nich oczywiście tylko przez chwilę utrzymuje się na ustach. Limonkajest bardzo świeża, energetyzująca i soczysta. Idealna na upały.
Carmexnie testuje na zwierzętach. Produkty tej marki cieszą się taką popularnością, że co minutę sprzedaje się ich 130 sztuk. Ja swoje upolowałam z promocji za 7 zł. jedna sztuka wystarczy na co najmniej miesiąc. Trudno to jednoznacznie oszacować bo ja używam ich zamiennie.  Na pewno już je znacie ale i tak podsumowując tą recenzję chcę Wam je serdecznie polecić. Dla mnie mają same zalety.  

Serum z kwasem hialuronowym, GlySkinCare

$
0
0
Kwas hialuronowy miałam już wiele razy w różnych postaciach i o rożnej wielkości cząsteczek. Począwszy od kremów z dodatkiem tego składnika po czysty kwas lub wzbogacony jak np.  tym przypadku ekstraktem z ryżu i komórkami macierzystymi winogron. O ile dobrze kojarzę jest to jedyny kwas, który nie złuszcza a nawilża. Postanowiłam podarować go mamie. Ona bardzo chętnie uczestniczy w testach i sama dopytuje czy mam dla niej jakieś nowości. Zapraszam więc na jej recenzję opisaną przeze mnie.  


Kwas hialuronowy  ma żelową konsystencję. Charakterystyczną dla siebie. Jest bezbarwny, przezroczysty i rzadki. Nie lepi się. Według nas nie ma żadnego zapachu. Został umieszczony w buteleczce z ciemnego szkła o pojemności 30 ml. Dla ułatwienia aplikacji producent wyposażył ten kosmetyk w zakraplacz/ pipetę. Taka forma sprawdza się doskonale. Papierowy kartonik jest dobrze opisany, znajduje się na nim także skład. 

Kwas  hialuronowy to kosmetyk, którego moja mama używa obecnie regularnie. Zarówno na dzień jak i na noc. Czasami samodzielnie a innym razem z dodatkowym kremem, który wzmacnia działanie serum. Mama w okresie letnim bardzo dużo czasu spędza na zewnątrz pielęgnując rośliny, warzywa i drzewka. Bawi się z psami i kotami. Jest narażona na wysuszające działanie promieni słonecznych, wysoką temperaturę oraz wiatr. To wszystko oraz zmniejszone pragnienie i dojrzały wiekskładają się na potrzebę intensywnego i regularnego nawilżenia skóry.
Kwas Hialuronowy GlySkinCare bardzo szybko się wchłania. Jak już wspomniałam, można nałożyć na niego dodatkowy kosmetyk lub na tym zakończyć pielęgnację. Mama zazwyczaj po odczekaniu godziny lub więcej nakłada na dzień dodatkowy krem, który zawiera filtry. A na noc inny gęsty, bogaty, półtłusty lub przeciwzmarszczkowy. Serum nawilża skórę ale nie pozostawia nic na jej wierzchu. Żadnej warstewki. Nie jest tłuste, nie lepi się. Doskonale nadaje się pod makijaż choć moja mama maluje się od święta, tzn. bardzo rzadko. Tą opcję ja wypróbowałam. Nie roluje się. U mamy daje matowe wykończenie bo ma suchą naczynkową skórę. Żel jest leciutki ale skuteczny. 
Serum z kwasem hialuronowym z serii GlySkinCare marki Diagnosisjest kosmetykiem, który naprawdę pozytywnie działa na skórę. Zapewnia jej dobry poziom nawilżenia. Jest tak lekkie, że bez obawy o przeciążenie można nałożyć na nie dodatkowy kosmetyk. Całkowicie eliminuje uczucie ściągnięcia czy szorstkość skóry. Dobrze nawilżona skóra staj się milsza w dotyku, spulchniona i mięsista. Serum ma też i wadę- średnią wydajność. Zdecydowanie mniejszą od serum z witaminą C o konsystencji olejku, które nie dawno opisałam. Moja mama bardzo szybko denkuje kosmetyki bo trochę ich nadużywa. Z racji lekkiej konsystencji tego kwasu aplikuje go więcej niż trzeba. Serum używa od ponad miesiąca i jest już na wykończeniu. W przypadku wielu z Was wystarczyłoby pewnie na dłużej, może nawet na kwartał. Cena kosmetyku również jest średnia. Znajdziecie go w niektórych aptekach za ok 37 zł.  w cenie regularnej. 

Vita Liberata, samoopalająca maseczka nawilżająca na noc

$
0
0
Nie opalam się naturalnie od 4 lat. Powodem częściowo jest brak czasu. Jak wiecie 70% doby spędzam w pracy. Zawsze mogłabym zagospodarować tych kilkanaście minut i iść na solarium jednak żal mi swojej skóry. Nie po to pielęgnuję i dbam o nią aby teraz w okresie letnim podrażniać i wywoływać w niej reakcje obronne. Ponad to przyspieszać starzenie się skóry i powstawanie zmarszczek oraz plam pigmentacyjnych. Aby cieszyć się piękną i promienną skórą nie trzeba wcale poświęcać się i cierpieć. Przeciwnie, można pięknieć zdrowo i przyjemnie. Receptą na taką opaleniznę są kosmetyki Vita Liberata. Wspominałam Wam już o dwóch lotionach tej marki, które uwielbiam i wiem, że nie jestem jedyna. Jak tylko je skończę otworzę piankę, którą udało mi się wygrać jeszcze w zeszłym sezonie na jednym z blogów. Na pewno podzielę się z Wami opinią o niej. Dziś jednak chcę opowiedzieć Wam o samoopalającej nocnej maseczce. Marzyłam o niej co najmniej rok. Zamierzałam ją sobie kupić jednak odkładałam to na później bo zawsze miałam ważniejsze wydatki. W maju szczęśliwie się złożyło, że otrzymałam ją do testów.
Maska mieści się w papierowym kartonie. Otwór plastikowej tubki początkowo był zabezpieczony sreberkiem. Dzięki temu miałam pewność, że jest zupełnie nowa, nikt przede mną jej nie otwierał. Od momentu zerwania sreberka jej termin ważności to 6 miesięcy. Konsystencja maski jest gęsta i kremowa. Od razu daje wrażenie kosmetyku intensywnie nawilżającego i odżywiającego. Pachnie słodkimi cytrusami. Dla mnie to bardziej zapach dojrzałej pomarańczyniż cytryny. Bardzo przyjemny. W ogóle nie przypomina pod tym kątem produktów samoopalających, które często mają przykry aromat. Maseczka w cenie regularnej w Sephorzekosztuje nie mało bo ok. 160 zł. Polecam czekać na promocje. 
Maseczka ma bardzo wiele zalet, które wypunktuję. 1. Bardzo ładnie pachnie. Dla mnie o zapach cytrusów, świeży i energetyczny, odrobinę słodki ale nie mdły. Nie ma nic wspólnego z aromatami typowych samoopalaczy, które często nieprzyjemnie śmierdzą spalenizną. 2.  Maska jest kosmetykiem pielęgnacyjnym- doskonale nawilżaskórę, która nie wymaga dodatkowego kremowania. Zapewnia odżywienie, łagodzenie ewentualnych podrażnień oraz „spłyca drobne linie mimiczne oraz zmarszczki”. Pod tym kątem jest rewelacyjna i używałabym jej dla samego odżywienia gdyby nie miała dodatkowych zalet. 3. Dzięki temu może zastąpić wszystkie inne maski intensywnie nawilżające i wygładzające. 4. Ma dobry skład. Dużo naturalnych substancji, które na pewno rozszyfrujecie lepiej ode mnie. 5. Po nałożeniu jej na twarz można spokojnie iść spać. Ja śpię na brzuchu z twarzą w poduszce. Nigdy nie miałam żadnych plam, zacieków czy nierównego koloru. 6.Efekt, który daje jest naturalny. Skóra wygląda zdrowo i promiennie, a przybrązowienie jest równomierne. Nie odcina się od szyi czy ramion. Można go stopniować nakładając maskę codziennie lub tak jak ja ok. 2 razy w tygodniu. Twarz staje się jak u modelek czy aktorek, z charakterystycznym glow. 7.Mnie często zastępuje krem bb. Po nałożeniu maseczki, następnego dnia nie muszę się w ogóle malować, skóra wygląda bardzo dobrze i broni się sama. Wiem, ze jestem nieskromna ale nie mam kompleksów związanych ze skórą twarzy. Nie mam z nią problemów po za zaczerwieniamy podczas pylenia. Bardzo lubię malować tylko rzęsy i tak iść do pracy. 8. Maseczkę używam jak już wspomniałam ok. 2 razy w tygodniu od ponad miesiąca. Zużyłam 1/ 3 opakowania co świadczy o dobrej wydajności. Jej pojemność to 65 ml. Należy ją zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Jest to wykonalne. Mnie wystarczy na całe lato.9. Maseczka w cenie regularnej w Sephorze kosztuje nie mało bo ok. 160 zł. Nie można rozpatrywać tego w kategorii wady. Jest ona droga ale cena w tym przypadku poparta jest wysoką jakością i rewelacyjnym działaniem. To pierwszy taki produkt w mojej kosmetyczce. Chciałabym aby marka wprowadziła podobny balsam do ciała o tak samo delikatnie brązującym efekcie10. Każdy kosmetyk Vita Liberata to gwarancja satysfakcji. Miałam już ich dwa lotiony i piankę (jeszcze nie używana)- każdy produkt jest rewelacyjny. Dzięki otrzymanej próbce suchego olejku Marula Dry Oil Self Tan napaliłam się na wersję pełnowymiarową tego kosmetyku. Słusznie jest tak zachwalany na blogach.
Z samoopalającej maski Vita Liberata jestem w pełni zadowolona. Nie znalazłam ani jednej jej wady. Miałam chęć na nią od co najmniej roku i gdybym od razy wtedy kupiła ją za własne pieniądze na pewno bym tego nie pożałowała. To moje pierwsze opakowanie ale sądzę, że nie ostatnie. Jestem absolutnie zachwycona subtelnym efektem glow jaki daje oraz nawilżeniem skóry.  Mnie nie potrzeba nic więcej. Polecam Wam filmik z porównaniem jak wygląda twarz modeliki przed aplikacją maseczki i następnego ranka po jej nałożeniu.  To robi wrażenie. 
Viewing all 1499 articles
Browse latest View live